![]() |
| Marta Pihan-Kulesza podczas wykonywania elementów choreografii ćwiczeń wolnych |
Marta Pihan-Kulesza i Roman Kulesza jechali na Igrzyska Olimpijskie z wielkimi nadziejami na finały. Rzutem na taśmę udało się wywalczyć finały wieloboju. Czy to sukces, czy porażka? Zapraszam do lektury moich odczuć związanych ze startem Polaków.
Jak wiadomo, Roman i Marta od wielu lat są niepokonanymi wieloboistami na ogólnopolskiej arenie. Dodatkowo znakomicie spisują się w zawodach Challenger Cup, które są edycjami Pucharu Świata FIG. Te czynniki wpływały bardzo motywująco nie tylko na naszych reprezentantów, ale także na nas. Bo przecież wysokie miejsca w rankingach, o których wspominał Roman Kulesza w wywiadzie dla TVP Sport powinny pójść w parze z wynikami na Igrzyskach.
Igrzyska jednak zweryfikowały nasze zapały i okazało się w jakim miejscu tak na prawdę znajduje się polska gimnastyka. Co prawda wyniki Romka i Marty były świetne, bo udało się załapać do finałów wieloboju, jednak nie było tych wyczekiwanych finałów w koronnych konkurencjach.
Dla Romana bardzo ważne były dwa przyrządy - poręcze oraz drążek. Na pierwszej z dwóch wymienionych konkurencji sporo zabrakło, było zbyt dużo błędu. Co prawda Polak zrehabilitował się w finale wieloboju otrzymując notę 15.100, jednak i to byłoby za mało do finału. Na drążku tym bardziej nie było szans i na otarcie łez został wielobój - 24. miejsce.
Marta natomiast świetnie zaprezentowała się na ćwiczeniach wolnych, gdzie została drugą rezerwową do finałowego startu. Jej rewelacyjna dynamika w połączeniu z perfekcją wykonania, to marka rozpoznawalna wśród wszystkich sędzin na całym świecie. Na szczęście pozostał jej finał wieloboju, gdzie gdyby nie równoważnia, wynik mógłby być dużo lepszy. Ostatecznie 19. pozycja w all around.
Uważam, że są dwie strony startu olimpijskiego. Pierwsza jest taka, że Marta z Romkiem prawie w stu procentach pokazali swoje możliwości i osiągnęli sukces plasując się w finale. Gimnastyka jest na tyle trudnym sportem, że ciężko wybić się choćby do pierwszej dziesiątki. Sam fakt bycia w dwudziestce czwórce najlepszych to niebywała nowina. Druga niestety jest taka, że pomimo dobrego wyniku jak na nasze możliwości, plasujemy się w drugiej, bądź trzeciej dziesiątce na świecie. Jak mówił mi niegdyś Leszek Blanik - "Są wyniki na Pucharach Świata, jednak nie ma wyników na mistrzostwach świata. Dlatego, że na pucharach nie ma najlepszych".
Mimo wszystko jestem pełen podziwu hartu ducha i mobilizacji, tego włożonego serca w start na Igrzyskach. Bo nie jeden sportowiec marzy, by być choć uczestnikiem tej przecudownej imprezy sportowej. Miejmy nadzieję, że gimnastyka w Polsce będzie szła w coraz lepszym kierunku i może jeszcze nie w Rio, ale na Igrzyskach w 2020 roku zobaczymy dwie drużyny - męską i żeńską.
