piątek, 22 czerwca 2012

Leszek Blanik ma pomysły, ale PZG jest głuchy

Leszek Blanik trzyma w ręce złoty
medal IO w Pekinie
Leszek Blanik ma pomysły i znajduje sponsorów. Ale związek pozostaje głuchy. Ostatnie mistrzostwa Europy w gimnastyce dobitnie pokazują, w jakim stanie jest obecnie ta dyscyplina - żaden z reprezentantów Polski nie zakwalifikował się nawet do finału na poszczególnych przyrządach.


Drużyna uplasowała się w drugiej dziesiątce, a juniorów nie wystawiliśmy. – Gimnastyka się u nas nie rozwija. My się cofamy! Wyniki pokazują, że wróciliśmy do stanu sprzed 1998 roku, od tamtej pory w imprezie rangi mistrzowskiej nie wypadliśmy tak słabo – mówi Leszek Blanik. Mistrzostwa Starego Kontynentu zdominowali reprezentanci Wielkiej Brytanii, którzy wygrali drużynowo, a swojego zawodnika mieli w każdym z finałów indywidualnych. Ich osiągnięcia to pierwszy punkt odniesienia w trudnych relacjach między Blanikiem a PZG.

Nasz złoty medalista z Pekinu już w 2010 roku przedstawił zarys projektu pracy z ekipami juniorskimi – oparty dokładnie na tym, co robiono na Wyspach. – Nie w takiej skali i nie za takie pieniądze, ale zasada była ta sama: ściągnąć trenerów rosyjskich, którzy będą działać dwutorowo – po pierwsze uczyć naszych szkoleniowców, po drugie selekcjonować zawodników, z których potem wyłoniona zostanie kadra – opowiada Blanik.

Pomysł spodobał się ministerstwu, PZG miał go zatem dopracować, dostosować do wymogów formalnych i przesłać do MSiT dokumenty, żeby móc otrzymać środki finansowe. Żadne papiery nie zostały jednak wysłane. Gdy Blanik zapytał, dlaczego, usłyszał: – Tak wyszło...
Po zakończeniu kariery nasz najwybitniejszy gimnastyk miał sporo obowiązków. Zajmował się kampanią wyborczą – skutecznie, bo został posłem na Sejm RP. O gimnastyce jednak nie zapomniał. Obecnie nadzoruje grupkę trzech młodych zawodników ćwiczących w gdańskiej SMS. Znalazł dla nich sponsora, który pokrywałby koszty obozów, odżywek i ewentualnej rehabilitacji. Poprosił PZG, by ten podpisał z tym sponsorem umowę, a pieniądze przekazywał wskazanym sportowcom. Usłyszał, że „taka możliwość nie istnieje". Żeby młodzi zawodnicy mogli korzystać z pomocy znalezionego przez Blanika mecenasa, trzeba się będzie posiłkować pomocą... Pomorskiej Federacji Sportu lub (uwaga!) Stowarzyszenia Nordic Walkingu.





Minister w bieżące funkcjonowanie związków sportowych nie ingeruje. W oparciu o przepisy nic nie możemy tu zrobić. Gimnastyka w Polsce nie istnieje, nie jest zauważana, więc siłą rzeczy powinno się korzystać z rad kogoś, kto sporo w tym sporcie osiągnął. To nie jest kwestia prawa, ale logicznego myślenia – mówią w ministerstwie. 

To nie jest kwestia pieniędzy, tylko braku chęci – załamuje ręce Leszek Blanik i podkreśla, że związek z MSiT otrzymuje rocznie 2 mln zł. – To tylko odrobinę mniej niż w czasach, gdy sam byłem olimpijczykiem. A ta różnica to dokładnie tyle, ile kosztowały moje przygotowania olimpijskie – mówi Blanik.

W tym roku w Londynie reprezentować nas będzie dwoje gimnastyków: Marta Pihan-Kulesza i Roman Kulesza. Szanse na medale mają niewielkie, ale to i tak jest sytuacja ponad stan polskiej gimnastyki.

Autor: Rafał Tymiński